Rewolucja islamska (według Chomeiniego)

Wojciech Giełżyński - Byłem gościem Chomeiniego / okładka książki

Okładka książki ze strony serwisu LubimyCzytać.pl [link]

Skądinąd co za dylemat dla teoretyków, dla specjalistów od typologii rewolucji. Rewolucja socjalistyczna — to jasne, walka wyzyskiwanych przeciw wyzyskującym. Rewolucja burżuazyjna — jasne, walka antyfeudalna w obrębie klas posiadających. Rewolucja narodowowyzwoleńcza — walka przeciw kolonializmowi. Ale rewolucja islamska, zarazem antyimperialistyczna i antykomunistyczna, naruszająca per se system kapitalistyczny, dokonana pod przewodem duchowieństwa przeciw monarchii i równocześnie przeciw nowoczesnej technokracji — nie, taka kombinacja nie mieści się w konwencjonalnych kategoriach i poniekąd obraża zdrowy rozsądek. Więc noże kontrrewolucja? Ale jakaż kontrrewolucja obala absolutystyczny despotyzm, łamie skrajny elitaryzm, na piedestał wynosi masy ludowe i zrywa służalczą zależność od imperializmu? To, o zdarzyło się w Iranie, wymaga więc świeżego spojrzenia. W cudownie racjonalnym i materialnym świecie wyłażą z kątów figlarne duszki, które nie dają się upchnąć w szufladzie.

Ażeby cokolwiek zrozumieć z genezy, podłoża dotychczasowego przebiegu rewolucji islamskiej, trzeba przede wszystkim porzucić europocentryczne złudzenie, że wszyscy ludzie na świecie myślą, czują i działają pod wpływem tych samych bodźców, które decydują w kręgu kultury europejskiej; że dla wszystkich najważniejsze są ideały stałego postępu materialnego, wolności (w tym rozumieniu, jakie na Starym Kontynencie zrodziło się w dobie Odrodzenia, a dojrzało w dobie Wielkiej Rewolucji Francuskiej) oraz sprawiedliwości społecznej w takim sensie, jaki ukształtował się dzięki socjalistycznemu nurtowi i ideowemu.

Chomeini nie podziela żadnego z tych ideałów. A właśnie on zdobył „rząd dusz” i poprowadził naród do zwycięstwa. Czy dlatego, że obdarzony jest niezwykłą siłą woli, cechami charyzmatycznymi, mistyczną aureolą? Tak, ale to dopiero połowa prawdy. W świecie muzułmańskim, zwłaszcza wśród szyitów, od dawna najwyższy autorytet zdobywali ci spośród uczonych w Koranie, ulemów i ajatollahów, którzy najlepiej potrafili wyczuć nastroje mas i w naukach swoich wzmacniali owe właśnie nastroje, nadając im sankcję „głosu bożego”. Cybernetyka określa taką zależność jako sprzężenie zwrotne dodatnie. Chomeini niczego nie narzucał swoim współobywatelom — jakby to czynić mógł, siedząc w samotności poza krajem? — lecz skumulował ich własne obsesje i dążenia, ich ideały, zsyntetyzował je w zwartą, choć zaskakującą doktrynę, podbudowaną mistyczną potęgą Koranu. Dzięki temu stał się ogólnonarodowym przywódcą — symbolem.

Jakież to były ideały? W zasadzie tradycyjne, wynikające ze świadomości religijnej: ideał nierozerwalnej jedności państwa i religii, ideał równości wiernych w obliczu Boga, ideał wspólnoty wiernych (umma), który nieraz już w dziejach muzułmanów eksplodował wrogością do świata niewiernych, do obcości. Ale te ideały, od wieków zakodowane w świadomości muzułmanów, dopiero wtedy stają się autentyczną siłą, pobudzającą masy do działania, gdy istnieją okoliczności społeczno-polityczne, które prowokują do buntu. Takie okoliczności w Iranie były.

Ale jeśli nawet cała ideologia Chomeiniego zostanie jutro lub za rok wpisana w księgę utopii, jaka zrodziła się w zaułkach miasta Kom, to przecież nie da się już z księgi historii wymazać faktu, że rewolucja irańska przebiegła dokładnie tak, jak wyprorokował imponujący starzec o krzaczastych brwiach, który z regularnością hejnału mariackiego nadawał wiernym dwa zdania: Szach musi odejść! Allach jest wielki!

Wojciech Giełżyński „Byłem gościem Chomeiniego”, Wydawnictwo Książka i Wiedza (Warszawa 1981) str. 27-28, 26

Dodaj komentarz